W latarni morskiej...

Moje zdjęcie
boei@onet.pl, Wielkopolskie, Poland
Mama Agnieszki, Karolinki i Roberta.

niedziela, 26 maja 2013

Dzień Matki.

 Dzień Matki... Piękny, może najpiękniejszy w roku. Na portalu Scrapujących Polek trwa jeszcze wyzwanie, do którego możecie dołączyć, właśnie związane tematycznie z dzisiejszym dniem. Moje ATC w stylu vintage:

 
I jeszcze jeden ateciaczek w stylu gotyckim, na wymianę z Agatą Wujeską.




A takie bukiety dostałam dzisiaj od dzieci- prezentów na razie nie pokażę;)


 

Matka
Pod swym sercem nosiła cię długo.
Teraz mogę powiedzieć już śmiało,
W swoim życiu, to jej masz być sługą.
To w jej łonie, twe życie powstało,

Więc postaraj się o tym pamiętać,
Aby nigdy nie zranić jej dumy.
Wiedz, że duma matczyna rzecz święta,
Naciągana się zrywa jak struny.

Bez strun swoich instrument jest głuchy,
Nigdy więcej nie wyda już tonu.
Dobrze jest jak wykażesz łut skruchy,
Gdy spóźniony powracasz do domu.

Popatrz chwilę na ręce swej matki,
Ozdobione bruzdami niedoli.
Los jej możesz odczytać jak z kartki,
Poznać co tak naprawdę ją boli.

Kiedyś ciebie obdarzy swym brakiem,
Gdy odejdzie w nieznane zaświaty.
Sam poczujesz się zwykłym żebrakiem,
Choćbyś nawet był bardzo bogaty.

Jarmolstan


Spotkanie z matką

Ona mi pierwsza pokazała księżyc
i pierwszy śnieg na świerkach,
i pierwszy deszcz.

Byłem wtedy mały jak muszelka,
a czarna suknia matki szumiała jak Morze Czarne.

Noc.

Dopala się nafta w lampce.
Lamentuje nad uchem komar.
Może to ty, matko, na niebie
jesteś tymi gwiazdami kilkoma?

Albo na jeziorze żaglem białym?
Albo fala w brzegi pochyłe?
Może twoje dłonie posypały
mój manuskrypt gwiaździstym pyłem?

A możeś jest południową godziną,
mazur pszczół w złotych sierpnia pokojach?
Wczoraj szpilkę znalazłem w trzcinach --
od włosów. Czy to nie twoja?

*
Ciemne olchy stoją na moczarze,
rozsypuje się w mokradłach próchno
Ej, rozświstał się wiatr na fujarze,
małe gwiazdki nad olchami zdmuchnął

Mała myszka przez ścieżkę przebiegła
Drogę Mleczna nietoperz wymierzył
I wiatr ucichł nagle. I zza węgla
z fajka srebrną w zębach wyszedł księżyc

Rozświeciły się świeceniem wielkim
chmury, dziuple, żołędzie i sęki --
jakby cały świat był srebrnym świerkiem,
srebrnym bąkiem grającym piosenki.

*
Listki drżeć zaczynają,
ptaki w ton uderzają,
słońce wschodzi nad knieję,
słońce jak śnieg topnieje.

Listkom roznąć, opadać,
ptakom też wiecznie nie żyć,
słońcu wschodzić, zachosdzić,
sercu gwiazdy i skrzypce.

*
Jak pudełko świeczek choinkowych,
nagle, w ręku, gdzieś od dna kredensu,
myśli nagle tak wchodzą do głowy,
serce trąca, i sercem zatrzęsą,.

Świeczki takie kupowała mama,
One drzemią. W nich śpi piękny zamiar.

Tylko rozwiń je i tylko zapal,
a zobaczysz, co z tego wyniknie:
w świeczkach błyśnie drogiej twarzy owal.
Matka palec wzniesie. Wiatr ucichnie.

Matkę w ręce ucałuj i włosy,
potem śniegu po uliczkach rozsyp,
żeby błyskał się i żeby chrzęścił

Potem wszystkie światła, co migocą,
do walizki zamknij. Otwórz nocą,
jeśli w drodze spotka cię nieszczęście

*
Lato w lesie. Ciemność zielona w świerkach
Szałwia. Zajęczy szczaw.
Niebo obłoki zdejmuje. Ptak zerka.
Trzmiele brzęczą wśród traw.

Motyle żółte i białe, jak latające listy.
Cisza i światło
A tam dalej i dalej, za tym pagórkiem piaszczystym,
też jest lato.

Niebo to jest małe miasteczko w niedziele,
gwiazdy gapią się na ziemię z okien,
a wiadomo, ze gwiazd jest wiele
i że wszystkie są niebieskookie.

A tam w rogu, w mieszkaniu z balkonem,
w jednym oknie, gdzie kwiat czerwony,
a to drugie okno z drugim kwiatem...

tam ty mieszkasz. I pogrzebaczem
fajerki przesuwasz. I płaczesz
Bo tak długo czekasz na mnie z obiadem.

*
Idę do ciebie. W twoją zieleń,
I w twoje śniegi. I w twój wiatr.
W twój niezmierzony idę świat,
gdzie pory roku na twej dłoni
trojaka jak Ślązaczki tańczą
i kurz się wzbija, skrzypi wóz,
odyniec biegnie przez mokradła
i jeleń rośnie pośród światła,
co, dzwoniąc, bębniąc, tarabaniąc,
zaspane gwiazdy strząsa z brzóz

Jesień to skrzypce potłuczone,
bezradna myśl nad ćwiercią smyczka,
zima to plecy twoje białe,
lato -- jak złota rękawiczka,
która porzucił w sadzie Jan,
ten Kochanowski, co mu łyżką
wystarczy stuknąć, a już wszystko
tańcuje, niebo się otwiera,
niebo niebieskich pełne piór,
truchleje wilk, basuje bór,
głosem Szekspira i Homera.

Ze srebrnych, księżycowych jezior
delfin wysuwa ucho, jesiotr
słuchaniem skraca sobie pobyt.
A z lasu truchcik sarnich kopyt.
Z rybackich ognisk bucha dym,
skwierczy na sadle plotka żółta --
to w wierszach Jana tak. I w nim
zakotwiczona moja nuta;
i wszystkie, wszystkie, wszystkie muzy,
bemole wszystkie, rytm i rym,
i księżyc, mój ubogi kuzyn,
co na telegraficznych drutach
nocą nabija sobie guzy.
But zgubił Choć jest cały światłem,
we łbie rozumu ani szczypty.
I nieskończonym sznurowadłem
wplątał się w moje manuskrypty. 

Gałczyński Konstanty Ildefons


Matka

Upadł jej z kolan kłębek włóczki. Rozwijał się w pośpiechu i uciekał na oślep. Trzymała początek życia. Owijała na palec serdeczny jak pierścionek, chciała uchronić. Toczył się po ostrych pochyłościach, czasem piął się pod górę. Przychodził splątany i milczał. Nigdy już nie powróci na słodki tron jej kolan.
Wyciągnięte ręce świecą w ciemności jak stare miasto

Zbigniew Herbert

Do mojej matki
Było kiedyś tak dobrze w długie fałdy sukienki
schować głowę, wiedzieć, że mnie nie ma.
Mocno, głośno śpiewało we mnie serce maleńkie
ogromnego szczęścia poemat

Dni były pełne Ciebie i sny jak Ty ciepłe,
i każda radość miała Twój głos, Twoje imię.
Nie wiedziałem, co znaczy nienawidzić i cierpieć –
byłem z Tobą, Ty byłaś przy mnie

Dziś masz oczy już nie takie jasne
jak kiedyś, gdy mnie w ręce brałaś uśmiechnięta.
Tyle dni złych i dobrych rodziło się, gasło,
a tylu już dni nie pamiętam...

Urosłem. Trzeba było stromą drogą od Ciebie odejść.
Zostałaś cicha i mała. Co dzień o mnie się martwisz więcej.
A przecież piersi szerokie za ciasne mi na oddech,
a przecież mógłbym Ciebie jak dziecko wziąć na ręce.

Pewnie nigdy nie myślałaś o mnie,
nosząc pod sercem,
a potem tuląc do piersi,
że urodzisz i wychowasz – płomień.


Myślałaś: będzie silny, troskliwy, bez trosk...
- Maleńka, droga matko, cóż Ci o sobie powiem?
Nauczyłem się walczyć i cierpieć, nienawidzić
otwarcie i wprost –
i kochać, kochać tak mocno, jak tylko potrafi człowiek. 

Edward Szymański

18 komentarzy:

  1. Oba ATC iaczki niezwykle urokliwe-cudownie na nie patrzeć: )

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładne te obrazki :) Lubię styl vintage.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne prace, piękne słowa...

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoje ateciaki maja mnóstwo uroku :)
    Kochana, czy będziesz może w Warszawie na zlocie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie wybieram się... Udanego wyjazdu życzę Ci, Angel;)

      Usuń
  5. Piękne :) Pierwsze ATC szczególnie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne oba ATeCiaki, choc pierwsze szczególnie:) I słowa piękne:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Śliczne prace! I piękne bukieciki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwszy ateciak jest niesamowity! Piękne bukiety :)

    OdpowiedzUsuń
  9. cudne , klimatyczne , uwielbiam :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Och, jakie śliczne prace... a ta pierwsza najbardziej wzruszająca..

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetne te Twoje ATCiaki, drugi wpadł mi w oko.
    Bukiety piękne :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Śliczne i klimatyczne ATC-iaki:))

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowne ATCciaki. Jak zwykle u ciebie czarują niesamowitym klimatem. Bukiety piękne zwłaszcza ten drugi.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten o mamie jest genialny - cudo!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Kochana Twoje prace są zawsze cudne:)Bukieciki śliczne:)

    OdpowiedzUsuń